28 lipca 1992 roku w Gdańsku narodziła się firma, której historia brzmi niemal jak melodia z dawnych czasów – melodii, która gra gdzieś na granicy marzenia i rzeczywistości. Elżbieta Korbutt, kobieta o spokojnym, lecz zdecydowanym spojrzeniu, stworzyła coś więcej niż tylko przedsiębiorstwo. Założyła miejsce, które miało łączyć pokolenia, pamięć i czas.
Nazwa firmy, BI KOR, nie była przypadkowym zbitkiem liter czy marketingowym wymysłem. Wręcz przeciwnie, kryła w sobie coś osobistego, głęboko zakorzenionego w sercu i pamięci. Składały się na nią pierwsze litery nazwiska syna Elżbiety, Grzegorza Biliczaka, który już wtedy spoglądał na świat z innego wymiaru, oraz jej własne nazwisko, Korbutt. BI KOR – prosty zapis, a jednocześnie symbol więzi, która, choć już nie miała wyrażać się w codziennych rozmowach czy uściskach, była wciąż żywa w każdym z działań tej firmy.
Wyobrażam sobie, jak Elżbieta, otoczona ciszą letniego poranka w tamten pamiętny dzień lipca, postanowiła nadać temu przedsięwzięciu imię. Może to był moment, w którym po raz pierwszy poczuła, że to, co stworzy, będzie czymś więcej niż tylko pracą? Może to wtedy dostrzegła, że za każdym z gestów, decyzji, a nawet codziennych obowiązków, kryć się będzie coś z życia, którego już nie mogła dosięgnąć?
Firma BI KOR stała się dla niej jak most między przeszłością a teraźniejszością, śladem po czymś niezwykle cennym, co mimo upływu czasu pozostało obecne. Każdy, kto przechodził przez progi firmy, każdy, kto oglądał wyroby opatrzone jej nazwą, nieświadomie wkraczał w świat pamięci i miłości zaklętej w drobnych gestach codzienności.